• Monika Loryńska Pixel PR

    Biznes , Inspiracje

    15 lat prowadzenia firmy – moje wnioski (cz.1)

    Autor: Monika Loryńska

    Niedawno LinkedIn powiedział mi, że właśnie minęło 15 lat, odkąd założyłam moją agencję. 15 lat, wow! Strasznie długi i ciekawy czas. Wiele się wydarzyło… Pomyślałam więc, że może jest to okazja do pewnych podsumowań i opowiedzenia historii firmy oraz tego, czego się nauczyłam w czasie tylu lat prowadzenia własnego biznesu. Mam nadzieję, że komuś moje doświadczenia się przydadzą albo pozwolą na pewne rzeczy spojrzeć z innej perspektywy.

    Jak doszło do założenia firmy?

    Zawsze ciągnęło mnie do pisania, więc poszłam studiować Dziennikarstwo. Już w liceum miałam na koncie kilka artykułów opublikowanych w znanych gazetach. Jednakże studia zweryfikowały mój kierunek życiowy – poczułam, że to jednak nie do końca to.

    W roku 2006, zaraz po ukończeniu Licencjatu, wyjechałam do Wielkiej Brytanii, gdzie pracowałam przez pół roku, dorabiając sobie w restauracjach i hotelach.

    Nie planowałam zostać tam na stałe, choć w pewnym momencie miałam dość ciekawą propozycję z super warunkami od jednego z pracodawców: darmowe, bardzo przytulne mieszkanko na poddaszu z własną łazienką, ogromnym łóżkiem i telewizorem – i to bardzo blisko pracy. Do tego różnego rodzaju benefity: napiwki, darmowe wyżywienie. Nic tylko zarabiać i odkładać 🙂 Ale problem był jeden – to była praca od rana do nocy po 12-14 godzin, z jednym tylko wolnym dniem w tygodniu. I w ten wolny dzień również miałam wyżywienie, więc nie musiałam nawet chodzić do sklepu.

    Pracowałam tak intensywnie przez kilka miesięcy, ale po jakimś czasie zmęczenie dawało mi już bardzo w kość i ten jeden dzień wolny w tygodniu po prostu przesypiałam. Cały mój czas kręcił się wokół pracy. Nie miałam czasu na to, by gdzieś pojechać, coś zobaczyć czy spędzić ciekawie czas po pracy. Wstawałam wcześnie rano i kładłam się późno spać. Stwierdziłam, że taki styl życia to nie dla mnie. Co z tego, że zarabiam dobre pieniądze, skoro nie mam kiedy ich wydawać i się nimi cieszyć? W dodatku jestem daleko od domu, rodziny i znajomych… Zaczęło mnie łapać przygnębienie. Doszłam do wniosku, że chcę wrócić do Polski.

    Po powrocie do kraju zaczęłam szukać pracy. Początkowo szukałam czegoś w branży fotograficznej bo lubiłam robić zdjęcia i w tym się rozwijałam, ale przypadek sprawił, że trafiłam na ogłoszenie o naborze na staż do agencji reklamowej. Jako, że miałam już doświadczenie w kodowaniu stron w htmlu i w grafice (w czasie liceum robiłam strony muzyczne i filmowe, a nawet zrobiłam kilka komercyjnych projektów), poszłam na rozmowę. Okazało się, że pracodawca chce nawiązać współpracę i wkrótce potem zaczęłam staż w tej agencji.

    Po kilku tygodniach okazało się, że to zupełnie nie moja bajka. Moją szefową była starsza pani, która nie miała za bardzo pomysłu jak rozwinąć swoją agencję. Pozyskiwanie klientów polegało głównie na dzwonieniu po firmach i proponowaniu im naszych usług (wizytówki, ulotki, gadżety reklamowe, mapy itp.). Szefowa była dość nachalna w kwestii telefonowania, bez przerwy sprawdzała, czy dzwoniliśmy do tej i do tamtej firmy, czasami nawet kazała nam dzwonić do tej samej firmy dzień po dniu. Bardzo tego wszyscy nie lubiliśmy i czuliśmy, że się narzucamy tym ludziom. Niestety szefowa miała inne zdanie.

    Ta praca zaczęła mnie wkrótce bardzo męczyć i z niechęcią szłam tam rano. Tak się złożyło, że podobne odczucia miała moja koleżanka z tej agencji i jako, że szefowa często nas razem wysyłała na “wycieczki”, żeby zdobyć nowych klientów, to miałyśmy bardzo dużo okazji do długich rozmów. Od słowa do słowa, zakiełkował nam w głowie pomysł otwarcia własnej agencji, na własnych warunkach, bez szefowej na głowie 🙂 Mnie się pomysł bardzo spodobał bo miałam wcześniej jeszcze inne doświadczenie w pracy u kogoś i jakoś tak czułam, że wolę pracować dla siebie. Było to bardzo kuszące.

    I tak oto 13 czerwca 2007 roku zarejestrowałyśmy spółkę. Bez żadnego dofinansowania, bez środków własnych – po prostu rzuciłyśmy się na głęboką wodę. Jedyny wkład własny, jaki miałyśmy to malutki kredyt z banku na zakup sprzętu komputerowego.

    Wynajęłyśmy bardzo małe biuro w centrum miasta, gdzie dojeżdżałam codziennie rowerem albo szłam na nogach, bo nie miałam jeszcze wtedy prawa jazdy. Moja wspólniczka zajęła się pozyskiwaniem klientów, a ja projektowaniem materiałów graficznych i budowaniem naszej strony internetowej. Dość szybko zaczęłyśmy pozyskiwać pierwszych klientów – bardzo przydały się kontakty z poprzedniej agencji. Pojawiały się pierwsze zlecenia, czasem drobne, czasem większe. Praca dawała nam ogromnie dużo satysfakcji – uwielbiałam co rano jeździć do biura bo czułam, że robię fajne rzeczy, spełniałam się w tym.

    Będąc na swoim, nabrałam ogromnej motywacji do tego, by się rozwijać i kiedy przychodziłam z pracy do domu, do późnej nocy czytałam jeszcze różnego rodzaju artykuły w internecie o marketingu, sprzedaży, negocjacjach, grafice, stronach www itp. Najczęściej zagraniczne, ponieważ w Polsce nie było jeszcze wtedy tak łatwo dostępnej wiedzy, jak teraz. Nie było tylu książek, kursów, szkoleń, darmowych ebooków itp. Było z tym bardzo ciężko.

     

    ilustracja przedstawiająca mnie i moją wspólniczkę w czasie pracy, stworzona przez moją kuzynkę i wykorzystywana w naszych materiałach promocyjnych (rok 2009)

     

    Czytanie tych wszystkich rzeczy powodowało, że w mojej głowie rodziło się mnóstwo pomysłów, jak coś ulepszyć, usprawnić, co umieścić na stronie internetowej itp. Pamiętam, że w owym czasie mieliśmy jedną z najlepiej lokalnie wypozycjonowanych stron w Internecie, a nasi klienci zwracali uwagę, że mamy bardzo ciekawą i unikalną stronę www.

    Pierwszą stronę agencji, jak i kilka kolejnych wersji, zrobiłam całkowicie sama, siedząc po nocach.

    Udało nam się zbudować rozpoznawalność i tak minęło kilka lat. Niestety wspólniczka po kilku latach postanowiła pójść swoją drogą, a ja zdecydowałam się kontynuować działalność firmy.

    Spadło na mnie wtedy bardzo dużo obowiązków i ogromne wyzwanie rozwinięcia tej firmy całkowicie samodzielnie. Było mi bardzo trudno i mierzyłam się z wieloma problemami – z płynnością finansową, z dotrzymaniem terminów zleceń, z dbaniem o sprzedaż i obsługę klienta, z pilnowaniem dokumentów księgowych, z zatrudnianiem ludzi itp. Przeżyłam naprawdę ciężkie chwile, gdzie niejeden raz miałam wszystkiego dość i chciałam zamknąć firmę. Było zupełnie inaczej, niż wtedy, kiedy wspólniczka ze mną pracowała i wykonywała część obowiązków. Tutaj doszło mi wiele rzeczy, których nie znałam, których nie lubiłam robić i które sprawiały mi trudność.

    To była praca non stop, nawet po powrocie do domu nie przestawałam myśleć o firmie. Cały czas kombinowałam, jak tu pozyskać nowych klientów, jak ogarnąć papierologię, jak się promować, jak zdążyć ze zleceniami na czas, z czego zapłacić ZUS itp. To był koszmarny czas, walka o przetrwanie i walka z własnymi słabościami. Wiele razy chciałam rzucić to wszystko. Ale jeszcze bardziej nie chciałam iść do pracy na etat 🙂 Dlatego mocno się tej firmy trzymałam i cały czas próbowałam ogarnąć bieżące wyzwania. Dzisiaj bardzo się cieszę, że się nie poddałam bo bardzo dużo mnie to nauczyło. I mogę się podzielić z Tobą wieloma przemyśleniami w tym temacie.

    Poniżej w bardzo dużym skrócie lista 15 rzeczy, których nauczyłam się w ciągu 15 lat prowadzenia firmy. Umieszczenie wszystkich 15 punktów w jednym artykule spowodowałoby, że tekst byłby bardzo długi, dlatego podzieliłam to na 3 artykuły. W każdym z artykułów omawiam 5 punktów. Dodatkowo, na koniec każdego tekstu, przytaczam jedną lub więcej śmiesznych historii i ciekawostek związanych z moją firmą. Warto więc doczytać do końca 🙂

     

    1. Nigdy nie wolno konkurować ceną

    Kiedy zaczynałam prowadzić firmę, często miewałam klientów, którzy próbowali negocjować cenę, mówiąc, że w innej agencji dostali niższą ofertę. Początkowo rzeczywiście schodziłam z ceny, bo tak działali wszyscy w tej branży i wydawało mi się, że to właśnie tym przyciągnę klienta. Nic bardziej mylnego.

    Okazało się, że klienci, którzy negocjowali cenę, najczęściej byli bardzo wymagający i chcieli bardzo dużo uzyskać – ponad ustalone warunki. Do tego mieli bardzo dużo poprawek, bardzo ciężko się z nimi pracowało i poświęcałam na te zlecenia dużo więcej czasu niż powinnam. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że jednak nie jest to dla mnie opłacalne.

    Bardzo często też wykonywałam jakieś drobne rzeczy dla klientów zupełnie bezpłatnie bo wydawało mi się “oj tam, przecież nie będę za to brać pieniędzy bo to mi zajmie tylko 20 minut”. Po jakimś czasie zdałam sobie sprawę z tego, że mam strasznie dużo takich drobiazgów do zrobienia – zajmujących 10, 20 minut i to są tak naprawdę rzeczy, za które powinnam brać pieniądze. Bywało, że pół dnia lub cały dzień poświęcałam właśnie na takie “pierdołki” – bo klient poprosił, a ja chciałam mu pomóc. W rezultacie kilka godzin dziennie poświęcałam klientom zupełnie za darmo, dłubiąc jakieś rzeczy w stronach www czy w grafice.

    W końcu doszłam do wniosku, że takie “drobne gratisowe rzeczy” zmniejszają dochody firmy bo nie dość, że zajmują mój czas, który mogłabym poświęcić na rozwój firmy, to jeszcze często zajmowały czas pracownikom, którym ja musiałam płacić. To był jeden z największych błędów w mojej działalności, który omal nie przypłaciłam zamknięciem firmy.

    To był taki moment, kiedy miałam fajny, niewielki zespół, ale składający się z naprawdę utalentowanych i doświadczonych ludzi, a nasza agencja zaczynała być bardzo znana na lokalnym rynku. Mieliśmy bardzo dużo zleceń.. ale firma nie zarabiała. Wszystko szło na opłaty i nie zostawało prawie nic, a często musiałam jeszcze dopłacać do rachunków z własnej kieszeni.

    Po przeanalizowaniu sytuacji postanowiłam, że nie będę już wykonywać “drobnych rzeczy” za darmo (chyba, że to naprawdę drobne rzeczy i dla stałych klientów) i będę brała wynagrodzenie godzinowe za wszystkie ponadprogramowe rzeczy. Ponadto, przestałam negocjować ceny za swoje usługi z klientami. Oczywiście za tym szło też podniesienie jakości usług, ale uznałam, że trzeba się szanować i znać swoją wartość. Trzeba też wyceniać usługi w taki sposób, żeby praca była satysfakcjonująca i żeby było nas stać na pokrycie kosztów. Bo inaczej to jest prosta droga do upadłości firmy. Niestety, ale trochę mi zajęło, żeby zrozumieć, że ja nie pracuję wyłącznie dla satysfakcji z robienia ciekawych rzeczy, ale również po to, by się z tego utrzymać i móc żyć na własnych warunkach.

    Od tamtej pory wprowadziłam również mnóstwo innych poprawek do swojego biznesu. Na przykład nie biorę już projektów, które zabierają mi dużo czasu, a kompletnie się nie opłacają. Nawet jeśli są bardzo kuszące pod kątem wizerunkowym. Trudno, przyjdą inne 🙂 Ale ja oprócz satysfakcji z robienia ciekawego projektu, chcę mieć też bezpieczeństwo finansowe.

    Nauczyłam się w tym czasie, w jaki sposób pokazać klientowi, że warto więcej zapłacić za moje usługi. To bardzo ważna umiejętność i bardzo wiele zmienia. Dopracowałam komunikację, poprawiłam oferty, zmieniłam sposób prezentacji projektów i zadbałam o lepszą jakość produktów końcowych.

    Przekonałam się, że klient, który zapłaci więcej, bardziej szanuje moją pracę i bardziej mi ufa. To przyczynia się też do lepszego efektu pracy bo mamy wtedy często dużo większą swobodę w działaniu i otwartość klienta dla naszych pomysłów. Dlatego moim zdaniem, trzeba przede wszystkim cały czas budować swoją markę w oparciu o jakość pracy i obsługi klienta, a wtedy znajdą się na to klienci.

    Przestałam też odpisywać na zapytania, które wyglądają jak z góry ustawione przetargi, to strata czasu. Już kilka lat temu przyjęłam sobie zasadę, że nie biorę udziału w przetargach. I nie chodzi tylko o przetargi urzędowe, które wymagają przebrnięcia przez ogrom papierologii i procedur, ale również i te zwykłe zapytania od właścicieli firm. Zwykle polegają one na tym, że mamy przygotować jakiś szkic projektu albo koncepcję, a firma potem wybierze sobie wykonawcę, który przedstawił najlepszą propozycję. Już dawno zrozumiałam, że to kompletny brak poszanowania wykonawcy. Nie mamy zresztą teraz już w ogóle czasu na to, by robić takie rzeczy nieodpłatnie bo mamy wielu klientów, którzy płacą nam za nasz czas i musimy być dla nich dostępni w pierwszej kolejności. Temat przetargów zresztą bardzo fajnie opisała Monika Mikowska z Mobee Dick

    2. Nauczyłam się sprzedaży i negocjacji

    Kiedyś nie potrafiłam wyczuć klienta – rozmawiając z potencjalną zainteresowaną osobą nie wiedziałam, czy ona naprawdę chce współpracować, czy po prostu bada rynek i szuka najtańszej oferty. Często kończyło się to na tym, że poświęcałam bardzo dużo czasu na przygotowanie oferty, której nikt nie przeczytał albo na którą nikt nie odpowiedział. Jeździłam też na spotkania, które nie miały żadnego sensu.

    Zaczęłam więc wprowadzać rozwiązania, które oszczędzały mi czas – przede wszystkim uczyłam się rozmawiać lepiej z klientami. Nauczyłam się ich bardziej słuchać, a także przestałam z nimi rozmawiać tak, żeby coś sprzedać. Postawiłam bardziej na pomoc i doradztwo oraz szczerość. To była bardzo duża zmiana i bardzo mocno zaprocentowała mi w firmie.

    Przeczytałam kilka książek o negocjacjach i sprzedaży, porozmawiałam z wieloma osobami, które też prowadzą biznesy i doszłam do wielu wartościowych wniosków. Nauczyłam się, w jaki sposób oszczędzić czas zarówno sobie, jak i klientowi, zadając odpowiednie pytania. Dzięki temu często okazuje się, że nie muszę wcale jechać na żadne spotkanie, bo wiele rzeczy da się załatwić online.

    Z biegiem czasu nabrałam lepszej intuicji i nauczyłam się rozmawiać otwarcie o pieniądzach oraz potrzebach klientów. To pozwoliło mi odróżnić tych klientów, którzy rzeczywiście chcą ze mną pracować od tych, którzy tylko pytają, ale tak naprawdę nie mają żadnych realnych planów w tym momencie. Nauczyłam się filtrować tak zwanych “apaczy” albo “just lookingów” jak to mówi mój mąż, czyli osoby, które tylko niezobowiązująco pytają i rozglądają się, zabierając nam czas, ale tak naprawdę nie mają realnych planów i zasobów, żeby zacząć właściwą pracę.

    3. Nauczyłam się dobrej obsługi klienta

    Kiedy zaczynałam działalność, nie umiałam rozmawiać z klientami. Byłam wtedy bardzo nieśmiała i mocno zakompleksiona. Kiedy więc dzwonił telefon, mocno się stresowałam i bałam się poważnych, biznesowych rozmów. Nie miałam pojęcia, jak rozmawiać o pieniądzach, usługach i terminach. Przerażały mnie szczególnie rozmowy z prezesami dużych firm. Często ze zdenerwowania uginałam się przed klientem i zgadzałam się na niższą cenę albo krótszy czas realizacji, bo po prostu nie umiałam odmówić.

    Dzisiaj bardzo lubię rozmawiać z klientami 🙂 Chętnie doradzam, wytłumaczę, pomogę, jednocześnie nie pozwalając klientom by weszli mi na głowę. Trzymam się twardo swoich zasad. Ale to był wieloletni proces i ogromna determinacja do rozwoju pod tym kątem. Dużo dało mi czytanie książek biznesowych o negocjacjach i obsłudze klienta, a także obserwacje innych przedsiębiorców.

    Zaczęłam baczniej patrzeć na to, jak ja sama jestem obsługiwana w innych firmach i zauważyłam, że w wielu miejscach obsługa klienta kompletnie leży. Denerwowało mnie bardzo, kiedy ktoś nie odpisał mi na maila albo zrobił coś inaczej, niż prosiłam. Albo kiedy ktoś nie rozumiał, o co mi chodzi czy nie potrafił odpowiedzieć na moje pytania. To dało mi dużo do myślenia i zastanawiałam się, jak moi klienci chcieliby być obsługiwani. Brałam z tych sytuacji inspirację do swojej firmy.

    Ponadto pytałam też moich klientów o doświadczenia z innymi agencjami i o to, dlaczego zdecydowali się na współpracę ze mną. To dało mi mnóstwo podpowiedzi i mogłam dzięki temu zrozumieć, jak ja powinnam postępować, żeby klienci uważali naszą firmę za lepszą od konkurencyjnej. Zrozumiałam też, jak buduje się relacje i co jest ważne w kontakcie dla moich potencjalnych klientów.

    Zadbałam o naprawdę wiele aspektów począwszy od odpowiedzi na tego pierwszego maila z zapytaniem, aż po obsługę klienta, z którym udało się podpisać umowę o współpracy.

    Nauczyłam się też, co robić, by klient był spokojny o projekt i czuł się w pełni zaopiekowany oraz żeby na końcu był zadowolony z całej współpracy.

    Wiem, że po drodze popełniłam mnóstwo błędów i niektórzy klienci przez to odeszli, ale dzisiaj traktuję to jako cenną nauczkę i informację, co mogę zrobić lepiej.

     

    Nasze drugie biuro w trakcie przerabiania jednego z pomieszczeń na studio fotograficzne – tu widać wstawioną ściankę i bałagan remontowy, a ja ze wspólniczką próbujemy pracować w tym chaosie 🙂 Później to studio fotograficzne okazało się dla nas wszystkich wielką przygodą i źródłem dodatkowych dochodów bo mogliśmy u siebie na miejscu realizować zdjęcia do różnych projektów

     

    4. Nauczyłam się pracować w zespole

    Zawsze byłam samotnikiem i trochę takim outsiderem. Kiedy jeszcze mieliśmy biuro, najchętniej zamykałam się w osobnym pokoju i wolałam pracować sama w skupieniu przy komputerze, niż z kimś innym w tym samym pomieszczeniu. Miałam problem z podzielnością uwagi i strasznie wybijało mnie z rytmu, kiedy w trakcie pełnego skupienia na jakimś ważnym temacie, ktoś z zespołu przychodził i odrywał mnie od tego, zagadując na całkiem inny temat. Bardzo ciężko mi potem było powrócić do tego, co robiłam i czułam się rozbita, nie mogłam się skoncentrować.

    Wiem, że to działało też w drugą stronę – jeśli ja przychodziłam z jakimś tematem do grafika lub programisty, którzy akurat pracowali nad czymś ważnym, to oni też się rozpraszali. To prowadziło do wielu nieporozumień w zespole.

    Czasem zdarzało się też, że klienci chcieli rozmawiać przez telefon z programistą czy grafikiem albo przyjechać do nas i posiedzieć przy projekcie z grafikiem. To bardzo rozpraszało wszystkich. Wiedziałam, że powinnam przeorganizować jakoś naszą pracę, ale wywieszenie karteczki na drzwiach “Nie przeszkadzać”, jakoś nie wydawało się najlepszym pomysłem.

    Później wprowadziliśmy system CRM do obsługi naszych projektów i to był strzał w dziesiątkę. Nie tylko znacznie ułatwił on nam naszą pracę bo po pierwsze, wstawialiśmy tam wszystkie zadania, jakie są do zrobienia i przypisywaliśmy je od razu do odpowiedniej osoby. Po drugie, nadawaliśmy im termin realizacji. Dzięki temu nie trzeba było się u nikogo przypominać, że to czy tamto jest do zrobienia. Każdy wiedział, co ma zrobić i na jaki dzień. Po drugie, umożliwiło nam to możliwość komunikacji i rozmowy o projekcie wtedy, kiedy mieliśmy na to przestrzeń, na przykład po ukończeniu innych, ważnych zadań. I, jeśli dane zadanie nie miało oznaczenia wysokiego priorytetu to mogliśmy na to odpowiedzieć za parę godzin i nie było ważne, kiedy to zrobimy, ważne by zrobić to po prostu w pierwszej wolnej chwili. Dzięki temu wszyscy mogli się spokojnie skupiać na zadaniach priorytetowych i przestaliśmy się rozpraszać. Po prostu robiliśmy swoje, a do systemu zaglądaliśmy wtedy, kiedy ukończyliśmy inne zadania.

    Ponadto ułatwiło to bardzo współpracę z klientami, ponieważ ich też dodawaliśmy do tego systemu i dzięki temu mogli podglądać na bieżąco postęp projektu, a także zadawać pytania bezpośrednio osobom z naszego zespołu.

    To też uprościło bardzo moją pracę bo już nie musiałam chodzić do programisty, pytać go o coś, potem odpisywać klientowi na maila, a potem znowu chodzić do programisty z kolejnym pytaniem od klienta. Teraz programiści i klienci sami mogli się bezpośrednio komunikować w systemie, a mnie to dało większą przestrzeń do tego, by skupić się na innych rzeczach.

    Uświadomiłam sobie też, że wcześniej nie doceniałam tak bardzo ludzi, którzy dla mnie i ze mną pracowali. Teraz już wiem, że bez innych ludzi nie osiągnęłabym absolutnie nic. To właśnie ludzie: pracownicy i współpracownicy zdjęli z moich barków rzeczy, których nie lubiłam robić i na których się nie znałam, dzięki czemu mogłam się skupić na rozwoju firmy. To ci właśnie ludzie przyczynili się do tego, że mogłam zaoferować klientom dużo więcej, dużo szybciej i dużo lepiej. To ludzie dali mi dużo dobrych, konstruktywnych uwag i ciekawych pomysłów co do sposobu prowadzenia przeze mnie firmy, mogłam więc wprowadzić usprawnienia w codziennej pracy. Wiem, że nie dopuszczanie do siebie krytyki czy ignorowanie pomysłów innych osób to błąd. Bo to właśnie inni ludzie pozwalają spojrzeć na biznes z innej perspektywy i wyłapać rzeczy, których ja nie widzę. Na przykład rzeczy, które w firmie szwankują i takie, które można zrobić dużo lepiej.

    Dlatego nauczyłam się słuchać uwag innych i brać sobie do serca konstruktywną krytykę. Zaczęłam bardziej dbać o szczere i dobre relacje z zespołem. Daje mi to poczucie, że nie jestem w tej firmie sama, że mogę się czasem wygadać, powiedzieć co mi na wątrobie leży i ktoś zawsze podsunie jakieś rozwiązanie problemu.

    5. Nauczyłam się, że warto prosić o pomoc osoby bardziej doświadczone

    Kiedyś wydawało mi się, że jeśli ktoś jest ze swoim biznesem dużo dalej niż ja, to nie będzie chciał ze mną rozmawiać i poświęcać mi swojego cennego czasu. Byłam w ogromnym błędzie, ponieważ ku mojemu zaskoczeniu, inni przedsiębiorcy chętnie sobie pomagają i dzielą się doświadczeniem biznesowym.

    Wiele lat temu, kiedy moja firma była na granicy zamknięcia, Paweł Tkaczyk udzielił mi swojego wsparcia, wytłumaczył, co robię źle w firmie i co mogę poprawić, a także jak lepiej rozmawiać z klientami. To zmieniło wszystko. Dzięki niemu jestem tutaj w tym miejscu dzisiaj. Otworzył mi oczy na wiele spraw i cierpliwie wytłumaczył, jak szanować swój czas i podnosić ceny za usługi. Bo chociaż pracy miałam dużo to firma nie zarabiała na siebie, a ja chodziłam przemęczona i przepracowana. Podniesienie cen oraz nauczenie się, w jaki sposób komunikować wartość naszych usług to był strzał w dziesiątkę.

    Od tamtej pory nie boję się też prosić inne osoby o pomoc, jak tylko mam jakąś zagwozdkę. Zdarza mi się pisać wiadomość do całkiem obcej osoby, z którą nigdy nie rozmawiałam i wprost zapytać, czy mógłby coś podpowiedzieć w sprawie, która mnie nurtuje. Jeśli nawet ta osoba nie będzie umiała mi pomóc, to najprawdopodobniej wskaże inne osoby, do których mogę uderzyć i zapytać.

    Bardzo często w taki sposób udało mi się nawiązać kontakty z wieloma wartościowymi osobami, które chętnie dzieliły się swoim doświadczeniem lub kontaktami. Z takich rozmów często wychodzą bardzo fajne rzeczy – na przykład dowiaduję się o jakimś fajnym narzędziu, które może być dla mnie przydatne. Albo o ciekawej konferencji, na którą warto się wybrać. Czasem dostaję bardzo wartościową wskazówkę, która pozwala usprawnić biznes. Rzadko kiedy spotykam się z jakąś odmową albo kompletnym brakiem odpowiedzi. Bywało, że nawet takie rozmowy przeradzały się w jakiś fajny, wspólny projekt lub wartościowy kontrakt.

    Teraz mam takie podejście, że warto spotykać się z innymi przedsiębiorcami więc kiedy tylko mam okazję – chodzę na różnego rodzaju konferencje, spotkania branżowe czy śniadania biznesowe. Lubię się też ze znajomymi przedsiębiorcami od czasu do czasu spotkać na luzie, na kawie i pogadać o biznesie, czasem wtedy fajne pomysły wpadają do głowy albo można nabrać świeżego spojrzenia na niektóre sprawy.

    Sama też chętnie dzielę się swoją wiedzą, jeśli ktoś zupełnie obcy zapyta mnie o pomoc.

     

     

    Zabawne fakty z historii firmy 🙂

    Kiedyś Bank PBS poprosił nas o przygotowanie ulotki dla policjantów. Oprócz samego projektu graficznego i wydruku, musieliśmy też znaleźć kogoś, kto zapozuje jako policjant do zdjęć. W reklamie więc.. wystąpił mój partner (obecnie mąż).. Przy sesji zdjęciowej było trochę zabawy, bo czapka policyjna nie chciała wejść na jego dużą głowę, musiałam ją więc nakładać.. w Photoshopie. A jakież było nasze wielkie zdziwienie, gdy w jakiś czas później, poszliśmy na Komisariat zgłosić, że ktoś w nocy uszkodził nam lusterko w samochodzie. Mąż podchodzi do okienka, żeby o wszystkim opowiedzieć, a obok okienka wisi …wielki plakat z jego zdjęciem jako policjant :)) Trudem powstrzymywaliśmy się od śmiechu, a pan policjant go nie rozpoznał 😉

     

     

    Twoja kolej

    Masz jakieś pytania? Śmiało zadaj je w komentarzach pod tym wpisem! Jeśli spodobał Ci się ten wpis, to proszę prześlij go e-mailem do swoich znajomych, lub podziel się nim na Facebooku lub Twitterze. Dziękuję!

    Chcesz wiedzieć więcej o marketingu i promocji własnego wizerunku ? Zostań naszym fanem na Facebooku.

Skomentuj

Przeczytaj również